Całkiem niedawno uświadomiłam sobie, że cholerne spaprałam pewną sprawę. O tym, że sprawa jednak była, i to nie tylko w mojej chorej wyobraźni, dowiedziałam się ciut za późno. I tak wciąż się łudzę, że może jednak nic nie było.
Nieważne.
Sęk w tym, że czy było czy nie było - dałam plamę. Poniosłam porażkę.
Szlag.
To chyba trochę śmieszne, że zaczęło mi jakby zależeć dopiero po tym, gdy już pewna byłam, że jest za późno.
I wiem, doskonale wiem, że nic by z tego nie wyszło. Takie rzeczy to tylko w bajkach. I serialach. Ale mimo wszystko...
W tle brzęczy sobie Lady Pank. Ha.
Ha.
Ha.
Na co mi to dziś...?
Tak sobie infantylnie obiecałam, że wgalopuję w upragnione wakacje. Wiele miesięcy czekałam na chwilę, gdy w pośpiechu wyjdę z cyrku. Wprawdzie po to, by wkrótce tam wrócić, ale mniejsza o to. Zbyt dobrze być nie może. Ciężkie, ołowiane chmury utwierdzały mnie w tym przekonaniu.
Z samej nieszczęsnej ceremonii pamiętam niewiele. Jakieś tańce, śpiewy, przemówienia. Świadectwo wciśnięte mi w dłoń i oficjalna gratulacyjna formułka powtarzana mechanicznie co kilka chwil.
Chyba nawet nie czułam euforii. Chciałam tylko wyjść. Jak najszybciej opuścić to miejsce, które tak często widuję w koszmarach. Ono samo jest koszmarem.
Miało być pięknie. Tymczasem za stajnią szalała ulewa. Przez ścianę deszczu nie było nawet widać padoku.
Ale co tam.
Jakie to ma znaczenie?
Dookoła trąbią, że nie wolno się poddawać. Dobra, dobra. Niech im będzie.
Cholera, jakaż ja jestem dziecinna...
I wcale nie było jak w moich marzeniach. O nie.
Ale jednak muszę przyznać, że:
Pa |
Ta |
Taj |
Dobrze, że padał deszcz i że w pędzie obrywałam mokrymi liśćmi po twarzy. To wiele tłumaczy.
Dla tych kilku chwil telepania się w rytmie powtarzających się trzech taktów warto było czekać. Naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz