sobota, 1 września 2012

Ostatni odcinek telenoweli wyjazdowej

Przysięgam, że kończę już nadawanie tego słowno-fotograficznego tasiemca.

Zacznijmy lekko i radośnie - od spotkań z dziką i nieujarzmioną naturą. A zbyt wiele jej - szczerze mówiąc - nie było.
W notce Juliuszowej wspominałam już, że na Północy kraju nad Wisłą aż roi się od najróżniejszych stajni. Niemniej jednak z racji swej jeździeckiej niemożności - dosiadłam tylko pewnego różowego, irytująco radosnego osła.

A nie było to wcale łatwe zadanie, bowiem wredna machina została zaprojektowana tak, aby wygodnie umościć mógł się na niej sześciolatek. Skutkowało to tym, że zamiast usiąść sobie komfortowo w siodełku (ach, ten dosiad "fotelowo-klozetowy", byłam w nim mistrzem na skalę klubową!), zmuszona zostałam do uskuteczniania czegoś na kształt półsiadu wyścigowego.

Były i stwory żywe, choć  z reguły niezbyt imponujących rozmiarów. No  i  - nie oszukujmy się - w znakomitej większości rozjechane lub rozdeptane przez tłumy turystów.







Na koniec będzie gratka dla miłośników zwierzyny, po której nie da się przejść nie zauważywszy tego. Zapraszam na spotkanie z...


Szczęśliwie obyło się bez "na drzewo szybko zmykania", choć dzicza rodzinka spacerująca sobie niefrasobliwie wzdłuż deptaka wywołała u mnie pewnego rodzaju pozytywne zdumienie.

Kilka widoczków z różnych nadmorskich miejscowości.

Zapewne wybranie się w rejs łodzią jest dla większości niedzielnych turystów niemal obowiązkowym punktem wyjazdu nad morze, ale ja jestem szczurem lądowym i jedyną łódką, na której pokładzie się znalazłam, była ta:

I ta:
Szczęśliwie zbliżam się do końca tej relacji... nareszcie.

To ciekawe, że ostatni odcinek publikuję akurat pierwszego września. Chyba pora uświadomić sobie, że beztrosko zmarnowałam całe wakacje. Czuję, że powrót na łono mojej patologicznej Alma Mater będzie bardzo ciężkim przeżyciem. Traumatycznym wręcz. Tak samo trudnym do przełknięcia, jak i poprzednich dziewięć miesięcy spędzonych pod dachem okrutnej matuni żywicielki.
O tak. Nienawidzę tej szkoły.

I tym pozytywnym akcentem kończę dzisiejszy wpis.

2 komentarze:

  1. To ja spróbuję po raz enty zapytać- dlaczego właściwie nie możesz jeździć konno?

    Ashera vel Bird of Passage

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przypominam sobie, żebyś mnie o to pytała :)

    Odpowiedź należy do tych spraw, które obejmuje moje prywatne i nieprzekraczalne tabu. O tym nie rozmawiam. Nie chcę i nie potrafię.

    I nie chodzi wyłącznie o kasę.

    OdpowiedzUsuń