piątek, 27 kwietnia 2012

U nich, w Auschwitzu...

Rozedrgany, pulsujący, słodki, zielonkawy cień. Śpiewają ptaki, w tle przelewa się woda, twarz pocętkowana cieniami drobnych listków.
Idylla.
Ale w głowie wciąż ten sam obraz.

Nad nami -noc. Goreją gwiazdyDławiący trupi nieba fiolet.Zostanie po nas złom żelaznyI głuchy, drwiący śmiech pokoleń.

Pokolenia  chichoczą wciąż nieświadomie, radośnie, bez wiedzy, bez chęci jej posiadania. Nieobciążone widokiem ludzi, którzy szli.

Jesteśmy niewrażliwi jak drzewa, jak kamienie. I milczymy jak ścinane drzewa, jak rąbane kamienie.

A ptaki wciąż śpiewają. I cienie tańczą na twarzy.

sobota, 21 kwietnia 2012

Braki

"Czyż taki mózg nie straci wiary w siebie,Co zawsze tylko na błahostek tropie,Co chciwą ręką ciągłe skarby kopie,A już się cieszy, gdy glistę wygrzebie!"
J.W. Goethe, Faust I

To właśnie wyczytał sobie Checzchok na jednej z sali wykładowych UŚu.
I momentalnie pomyślał sobie - jakież to prawdziwe! Nie żeby Checzchok śmiał stawać w jednym rzędzie z mistrzem wszelkich nauk - to byłby absurd.
Wciąż czegoś brak. Nie kasy, nie czasu, nie sławy  -  żadnych takich.

Gdzie jakieś słowo klucz? Ekscytacja, spełnienie, samozadowolenie, rozwój?

W snach węże, co się zamieniają w całkiem przyjazne legwany, czasem trupy dziewczynek na rowerkach, czasem mosty zwodzone w Paryżu, innym razem słonie pędzące wzdłuż zony w Auschwitz. Pełna rewia najróżniejszych tematyk, symbolów, kolorów i Jeż wie czego jeszcze.

A na jawie nudy, szaro, pusto. Grunt zniwelowany jak tapeta.

I Faust ukryty wstydliwie na kolanach.

Czekam na Mefistofelesa albo Wolanda. Albo Behemota.
W ostateczności mogą być żółte kwiaty.

niedziela, 8 kwietnia 2012

Cnotliwie

Cierpliwość: najnudniejsza forma rozpaczy.
Julian Tuwim

Checzchok - ogólnie rzecz biorąc mocno odporny na wszelkiej maści zakochania - ma pewną słabość.

Niebieskooką, puszystą, z umaszczeniem typu "point" (jak to egzotycznie brzmi).
Mruczącą.

To się zaczęło ponad rok temu. Nagle, znikąd, jak błyskawica - przebłysk geniuszu - pojawił się Kot. Ale nie pierwszy lepszy łapacz szczurów ściągnięty z dachu. Kot nad koty, koci ideał, apoteoza kotowatości. I to - proszę rozważyć - wywyższony nad inne przez istotę, która wcześniej przedstawicieli kotowatych traktowała z doskonałą obojętnością.
A nazwa jego brzmi - Ragdoll.
Szmaciana laleczka, kochanie takie, kizi-mizi. I te oczy.
Checzchok zakochał się od pierwszego wejrzenia. Po czym postanowił poczekać aż nagły poryw namiętności bezpowrotnie przeminie. Wdech i wydech, spokojnie, to tylko kot, tylko kot...
Nie minął.

Od chwili, kiedy jasnym się stało, że choroba zwana niedoborem kota bezlitośnie, jak larwa, toczy checzchokowe wnętrzności, rozpoczęły się szeroko zakrojone poszukiwania jakiejś Mekki, do której należałoby się udać w celu zdobycia upragnionego kawałka świętości.

I tak mijają dni, tygodnie i miesiące, a każdy z nich w jakiś niepojęty sposób oddala Checzchoka od możliwości pomiziania miękkiej sierści szmacianej laleczki.

Grosz, do grosza. Wciąż brak środków.
Ziarnko do ziarnka - przesypują się w nieskończonej klepsydrze.
To wszystko przez kwanty.
Tak, na pewno to wina tych małych drani.


Pewnego dnia będzie jak w moim śnie. Kotka, blue mitted. Na moich kolanach. Małgorzata.

Nazwę go Fiodor, bo nie można żyć bez nadziei.
Lub Dolores. Bo na imię miała Lo, po prostu Lo, z samego rana...

piątek, 6 kwietnia 2012

Dokąd tupta nocą jeż?

Checzchok wchodzi na scenę, dodawszy sobie animuszu nieco piskliwym chrząknięciem.
Nie jest to jego pierwszy występ - kilka lat spędzonych w blogowym światku zdaje się przemawiać na jego korzyść (Checzchoka, nie światka). Mimo to jednak nowe otoczenie trochę przytłacza istotkę nawykłą do przaśnej ( i ostatnio coraz bardziej irytującej ) atmosfery innego, popularnego serwisu blogowego.
Checzchok lubi jeże za to, że w angielszczyźnie wybornie brzmią.
Hedgehog, hedgehog, hedgehog.
Ponadto już od dłuższego czasu rozważał możliwość przeniesienia swojego kolorowego kramiku z grafomańską tandetą na jakiś nowy, świeższy grunt.
I to niniejszym czyni.

Nie będzie powitalnej parapetówy, ni fanfar, a i czerwonego dywanu tak jakby zabrakło. Jeże nie lubią bycia w centrum uwagi.

Reflektory gasną, kurtyna opada, a Checzchok wraca do zgłębiania tajemnic nowej lokalizacji.