sobota, 27 sierpnia 2016

Tresura Czarnego Psa

Lub innymi słowy - terapia w pigułce.
Obrazek pochodzi z Chaty Wuja Freda
Jak już kiedyś nigdy nie będę mądra i bogata, to kupię sobie kubek z tym nadrukiem.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Obcy

  Chwil parę zastanawiałam się nad odpowiednią onomatopeją, która oddałaby dźwięk, jaki Juliusz wydał z siebie, gdy tylko zobaczył, kogośmy przywiozły.

  Najpierw zrobił TAAAKIEEE wielkie oczy, napuszył się, zrobił co najmniej o 20% większy, a potem przywitał braciszka czymś w rodzaju syczenia kobry,
Bardzo, bardzo wkurzonej kobry.
Kobry, która nigdy nie słyszała o koncepcie gościnności albo przynajmniej o pokojowym współżyciu.
Tradycyjnie - obrazek bez związku z treścią

  Wiedziałam, oczywiście, że nie będzie łatwo, lekko i przyjemnie. Julek nie widział innego kota od ponad czterech lat, więc spodziewałam się, że wykaże szczere, pełne niezrozumienia zdziwienie na widok Obcego. Obcy natomiast, przytłoczony i przerażony nową sytuacją i niezbyt miłym przyjęciem, pierwszą dobę w nowym domu spędził schowany pod łóżkiem. Przy okazji wymiótł pajęczyny i kłębki kurzu ze wszystkich zakamarków. Dobre, uczynne dziecko.

  Maluch (który jest teraz wielkości przeciętnego dachowca, a ma dopiero pięć miesięcy i co najmniej podwoi swoje obecne rozmiary), od kiedy odważył się wychynąć z kryjówki, toczy nieustanną walkę wewnętrzną pomiędzy wrodzoną ciekawością a strachem związanym ze zmianą lokum. Juliusz natomiast co jakiś czas zagląda do pokoju brata, jakby liczył, że Obcy tylko mu się przyśnił.

  Pertraktacje w sprawie wyboru imienia dla nowej formy kociego życia wciąż trwają, ale obecnie zdecydowanie przeważa opcja "Parys". Juliusz i Parys. Rysiek i Julek. Chłopcy wyglądają na pogodzonych ze swoim losem. Obserwują się uważnie, czasem trochę posyczą na siebie nawzajem, ale to raczej teatrzyk niż faktyczne przygotowania do bitki.


niedziela, 14 sierpnia 2016

Achievement unlocked

Odblokowała mi się nowa emocja - wkurwienie.
Nie złość, nie irytacja - po prostu szczere, chamskie, prostackie wkurwienie.

Chciałabym teatralnie, dramatycznie, najlepiej w zwolnionym tempie i z nadciągającą nawałnicą w tle, wybiec na jakieś łany malowane zbożem rozmaitem, wziąć głęboki oddech i ryknąć co sił w wątłej piersi.

I wszystkim by się zdawało, że to mój ryk wciąż trwa jeszcze, a to echo powtarzałoby coraz ciszej:

...MAĆ, mać, mać, mać, mać...

piątek, 12 sierpnia 2016

Odpowiedź pilnie poszukiwana

  Zaduma głęboka na mnie spłynęła.
Pamiętam starą jak świat (chyba jeszcze sprzed czasów Cyrku; no, może z pierwszej klasy) blognocię, w której pisałam o drobnostkach, które sprawiały mi radość.

  Dzisiaj, podczas terapii, która ma mnie magicznie ozdrowić i wymazać pamięć o różnych chujestwach, co to mi się niezasłużenie przytrafiały, miałam odpowiedzieć na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne (i proste) pytanie: co mnie cieszy, cieszyło albo co chciałabym zrobić li tylko dla własnej przyjemności.

Założyłam, że odpowiedź "chcę umrzeć" nie zostałaby przyjęta z entuzjazmem, zamyśliłam się więc głęboko, szukając czegoś, co teraz zaraz i na ten tychmiast mogłoby wywołać szczery uśmiech na mym krzywym licu.
Gapiłam się tępo w stosy papierzysk zalegających na biurku, ale one zgodnie postanowiły zachować milczenie i nie miały zamiaru odpowiadać za mnie. Pomilczeliśmy sobie przez chwil parę - ja, terapeutka i papierzyska.

  Wprawdzie  włączyła mi się  już zdolność płaczu (akurat dzisiaj, taka jej mać, kiedy postanowiłam w końcu użyć niewodoodpornej maskary!), ale idiotyczne wyrzuty sumienia trzymają się mocno. Moje nieuzasadnione poczucie winy już dawno zeżarło własny ogon i korpus i najwyraźniej przewinęło się na lewą stronę, bo teraz wstydzę się nawet tego, że się wszystkiego boję i wstydzę.

  Wiem, oczywiście, że to jest zupełnie bez sensu i że takie myślenie prowadzi donikąd. Czuję się bezwartościowa i karzę się za to, odbierając sobie po kolei wszystko, co mnie w jakiś sposób cieszyło. A potem czuję się źle właśnie dlatego, że nie potrafię się cieszyć. I apiat' od początku. Oto stworzyłam perpetuum mobile. Tyle, że zamiast ruchu są negatywne emocje, kompleksy, strach, wstyd i poczucie winy.


Każdy się wstydzi być nieszczęśliwym. To tak jak nie odrobić zadania albo mieć pryszcza. Wszyscy, którzy nie są szczęśliwi, czują się winni jak przestępcy.
Mrożek, Tango

czwartek, 11 sierpnia 2016

Czego się nie robi

Nie chciałam robić tego matce. Naprawdę.
I wierzę w jej ckliwe zapewnienia, że mnie kocha i dołoży wszelkich starań żeby mi pomóc. Wiem też, że owe starania pojmujemy tak różnie, jak się tylko da.

Wyciąga mnie z domu, wypycha na słońce, na świeże powietrze, na rower i na spacer. Pokazuje filmiki ze śmiesznymi kotami, opowiada anegdoty, dopytuje i zagaduje.
Staram się odpowiadać, śmiać się z filmików z kotami. Staram się uśmiechać, reagować entuzjazmem na jej usilne starania.


Powyższe obrazki pochodzą z tego samego bloga, co ostatnio - hyperboleandahalf.blogspot.com


I czuję się winna. Niewiele uczuć mi pozostało, więc i tak nie mam wyboru. Czuję się winna, kiedy zapewniam ją przez telefon, że u mnie wszystko dobrze (i odgrywamy tę scenkę, dobrze wiedząc, że nie o samopoczucie tu chodzi, ale o sprawdzenie, czy nic sobie nie zrobiłam).
I kiedy pyta, nad czym tak się zamyśliłam,  i kiedy nie ma na to pytanie dobrej odpowiedzi - do muru zbudowanego z wyrzutów sumienia dokładam kolejną cegiełkę. I jeszcze jedną. I jeszcze.
To groteskowe i absurdalne, ale nic nie potrafię z tym zrobić.

Czarny Pies dobrze o tym wie. Oboje wiemy, że nie mogę tak po prostu się poddać. Takich rzeczy nie robi się matce i kotu.