piątek, 31 maja 2013

Bezsilność

Przejmująca, obezwładniająca, sięgająca gardła. Z jednej strony nie pozwala oddychać, z drugiej wzbudza żądzę mordu.

Moja stara kumpela.


Lało i lało. Akurat wtedy. Jakby nie mogło jutro-pojutrze-popojutrze albo chociaż wczoraj.

Sztukę huśtania się w deszczu opanowałam do perfekcji

. Teraz, kiedy przypomniałam sobie to cudowne bujanie w siodle, powodujące obijanie kościstego tyłka, już wiem, że nawet jeśli się mocno, mocno rozhuśtać to i tak nie jest tak, jak w galopie. Takie rzeczy to tylko w siodle.

No więc bujam się i bujam, robiąc się przy tym coraz cięższa. Razem z przemoczonym ubraniem ważyłabym może z czterdzieści kilo. To i tak sukces. Byłoby z czego chudnąć podczas stresów.

A tak to ni ma.


Na czym to ja skończyłam?
A, tak.

No więc bujam się i bujam, woda przestała już przeszkadzać. Nic nie widzę poza ścianą deszczu i jakąś sójką, która się zabłąkała i smętnie mokła wśród rachitycznych listków pokrzywionej jarzębiny.

A potem wstałam i poszłam zamartwiać się pod kołdrą. Z Bułhakowem pod ręką i podusią pod głową.

Ale przestało, wreszcie przestało. Zawsze przestaje. Kiedyś.

Z reguły jest już za późno.
Pouciekały, porozjeżdżały się wszystkie środki transportu. Cóż począć? Półmaraton biegiem.

No ale zdążyłam, jakoś zdążyłam.

Po raz kolejny udało mi się wykiwać własnego pecha.

...albo i nie.

Nieparzystokopytny łypał na mnie swoimi złymi oczkami, gdy krzątałam się wokół niego, usiłując jakoś zeskrobać zaklejki z zadu. Tupnął, kopnął i wbił zębiszcza w zad. Mój.

A potem już wszystko nieważne. Potem już się siedzi w siodle i się jedzie.

Albo i się nie jedzie.
No bo - łyda, dosiad, lekko bacik. Nic, kompletne nul. Zero reakcji. Nie licząc tulenia uszu i grożenia kopaniem. No więc tak sobie człapiemy stępem i patrzymy na resztę, mijającą nas w galopie.

Bo do końca dobrze nigdy nie będzie. I znowu bezsilność łapie za gardło.

Ale co koń, to koń. Ważne, że się na nim jest. A nie pod.

czwartek, 16 maja 2013

Na modłę linnejską

Nie wiem kto sobie tę klasyfikację wymyślił, ale ja się z nią całkowicie zgadzam! A mój ostatni wierzchowiec zdaje się być hybrydą łączącą wszystkie powyższe gatunki. Jakieś GMO czy inny Czarnobyl...

Dupoklepus pospolitus pozdrawia miszczów świata w oficerach za czytysionce, do których końska kupa klei się tak samo jak do sztybletów za czystówy.


(kto w ogóle wpadł na pomysł, by zdolności jeździeckie lub ich brak oceniać na podstawie kwoty wydanej na koński strój i gadżety?!)

piątek, 3 maja 2013

Koty nie tańczą

Uwielbiałam tę bajkę. Jako mały checzchok oglądałam ją po kilka razy dziennie. Śpiewałam z bohaterami i usiłowałam tańczyć. Bawiłam się potem w tworzenie list zwierzątek zaangażowanych w udział w spektaklu.
A niedawno
                   postanowiłam posłuchać w oryginale soundtracku tej uroczej animacji.
I przypomniały mi się stare, złe czasy.
Pora podjąć decyzję - uznałam
                                               i jako rzekłam, tako uczyniłam.
Pewnie skończy się jak zawsze.
Ale na razie pora wrócić do pastowania.
                                                                  Starej, dobrej skóry.

Are you ready to wish upon a star? 
Well I'll be ready to follow my own heart 
Are you ready to be set free? 
Well I'll be ready to reach out for that dream 
Just over the horizon 






My time has come...