poniedziałek, 13 czerwca 2016

Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu 

po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę 

idź wyprostowany wśród tych co na kolanach 
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch 

ocalałeś nie po to aby żyć 
masz mało czasu trzeba dać świadectwo 

bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny 
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy 

a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze 
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych 

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda 
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają 
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę 
a kornik napisze twój uładzony życiorys 

i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy 
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie 

strzeź się jednak dumy niepotrzebnej 
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz 
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych 

strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne 
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy 
światło na murze splendor nieba 
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu 
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy 

czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź 
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę 

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy 
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz 
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem 
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku 

a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką 
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku 

idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek 
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda 
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów 

Bądź wierny Idź
(Herbert)

sobota, 4 czerwca 2016

Obscurity is painful to the mind,... isn't it?

   Bodaj nigdy nie czułam się tak rozpaczliwie, bezdennie głupia jak w tych mrocznych miesiącach po opuszczeniu zamku Farquada.
I nie chodzi tu tylko o zwykłą depresję, mojego Czarnego Psa, przed którym nawet Ponurak ucieka z podkulonym ogonem - mam na myśli przytłaczające poczucie zmarnowania czasu.
Straciłam rozum i godność człowieka, a w dodatku uwsteczniłam się na poziomie lingwistycznym i -przede wszystkim - intelektualnym, że się tak egzaltowanie wyrażę.

  Wprawdzie nadal nie wiem (i prędko się nie dowiem), które myśli są naprawdę moje, a które podsuwa mi Czarny Pies, ale z pewnością w tamtym straszliwym okresie (a może nie powinnam używać czasu przeszłego?) skumulowały się moje niewesołe przemyślenia dotyczące sensu uczenia się.
Bo tak właściwie - to była jedyna rzecz, w której byłam w miarę dobra. Nie jakaś wybitna, ale jednak - nie czułam się gorsza. Lubiłam pisać sprawdziany na 105%, nawet jeśli jedyne, co mogłam usłyszeć, to nieśmiertelne jakimcudemmamteocenyskorojestemtakaprzyjebana.
No.
Jestem przyjebana, niedojebana, zjebana, etc, etc.
Wiem.

  Skoro i tak odbiegłam od meritum, muszę przyznać, że podczas chmurnego i durnego czasu spędzonego na polibudzie, zainteresowałam się chemią i to na tyle, że nawet ją jebłam w tym roku, choć pewnie z dość miernym skutkiem. Mówiąc prościej - odkryłam coś, co mnie interesuje, co sprawia mi przyjemność i nie kosztuje aż tak wiele. Od tamtego czasu, o ile Czarny Pies pozwala, strącam, krystalizuję, utleniam, redukuję i zapisuję, zapisuję, zapisuję wszystkie wyniki, obserwacje, wnioski, w moim zeszyciku z konikiem.

   No więc ciemność, ciemność, głupota, cytat (parafraza właściwie), który wklepałam w pole "tytuł posta".
Czarny Pies lubuje się w szeptaniu mi do ucha, że wszystko co robię i robiłam nie ma żadnego sensu. Deprecjonuje moje zainteresowania, wyśmiewa chęć zdobywania wiedzy. Jego utylitaryzm zaczął udzielać się i mnie - no bo co mi po umiejętności liczenia wyznacznika macierzy złożonej z całek oznaczonych, skoro moje zdolności społeczne są mniejsze niż u przeciętnego pantofelka? Potrafię wyrecytować i rozrysować Model Standardowy, ale przeraża mnie wykonanie banalnego telefonu.
W dodatku jestem i byłam ofiarą losu, z której można drwić, lecząc tym samym własne kompleksy (szokujący nius, moje drogie, wysiłek związany z wytykaniem mojej wagi w żaden sposób nie wpłynie na szybkość spalania waszej tkanki tłuszczowej ;) ).

   I co mam robić, jak żyć, skoro mimo wszystko czytanie tych wszystkich "głupot" i tracenie czasu na "zapychanie sobie głowy jakimiś bezużytecznymi pierdołami" sprawia mi  przyjemność?
Czemu jedne zainteresowania/hobby/pasje mają być gorsze od innych?

  Pewnie  mogłabym ciągnąć ten wywód jeszcze długo, długo, ale zakończę słowami, które niedawno przeczytałam, i które zainspirowały mnie do popełnienia tego wpisu:

Jeżeli brak wiedzy jest cierpieniem, to wiedza powinna być przyjemnością. I tak jest rzeczywiście. Tych, co wiedzą, nie trzeba przekonywać, bo wiedzą; a tych, co żyją w nieustannej ciemności, i tak nic nie przekona.
Jak być uczonym, M. Heller

środa, 1 czerwca 2016

To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi


Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził.
Nie był płaczem dla niego, chociaż mógł być o nim.
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi.

I półprzytomny wstyd, że ona tak się trudzi,
to, co tłumione czyniąc podwójnie tłumionym
przez to, że w nocy płacze. Nie jej płacz go zbudził:

ile więc było wcześniej nocy, gdy nie zwrócił
uwagi - gdy skrzyp drewna, trzepiąca o komin
gałąź, wiatr, dygot szyby związek z prawdą ludzi

negowały staranniej: ich szmer gasł, nim wrzucił
do skrzynki bezsenności rzeczowy anonim:
"Płakała w nocy, chociaż nie jej płacz cię zbudził"?

Na wyciągnięcie ręki - ci dotkliwie drudzy,
niedotykalnie drodzy ze swoim "Śpij, pomiń
snem tę wilgoć poduszki, nocne prawo ludzi".

I nie wyciągnął ręki. Zakłóciłby, zbrudził
toporniejszą tkliwością jej tkliwość: "Zapomnij.
Płakałam w nocy, ale nie mój płacz cię zbudził,
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi."

Stanisław Barańczak
("Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził")

Znowu wiersz.
Znowu Barańczak.

Przeszła mi już dawno Dostojewszczyzna, przeszła Poświatowszczyzna i (w sensie lirycznym, że to tak ujmę) nawet Pawlikowskojasnorzewszczyzna.
Pamiętam nadal, oczywiście, pamiętam żywo i boleśnie, pamiętam i pamiętam, pamięć moją po stokroć przeklinam, lecz pamiętam wciąż, wbrew sobie, uparcie, nie dostąpiwszy nadal błogosławieństwa zapomnienia
Przeżywam w chujnasób przedemigracyjną Tuwimowszczyznę i płaczę nad tą poemigracyjną. Nade wszystko zaś - odczuwam Barańczaka silniej i intymniej niż kiedykolwiek wcześniej.