poniedziałek, 3 września 2012

Ble

Wspiął się na podwyższenie, z lekka zarzucił karmazynową narzutkę z białym wykończeniem w czarne kropki i, zapomniawszy o dostojnym odchrząknięciu,  rozpoczął wykład.
O szkole. Nauce. Potrzebnej - a jakże! O sweterkach z jelonkiem i potędze twórczości literackiej Flauberta.
Przytoczył przenieśmieszną anegdotkę o szkole i tablicy. Publiczność zaśmiała się kurtuazyjnie.

Śmiejcie się, śmiejcie. Jeszcze nie wiecie, coście wszyscy uczynili. Pierwszaki.

Między dyskretną próbą rozmasowania ramienia a równie dyskretnym odgadywaniem haseł w krzyżówce, złowiłam kilka słów o szkolnych koszmarach.
Jakież to adekwatne.
O młodym Bovary, który nie wiedział, czy czapkę mieć na kolanach, czy jej nie mieć. Mówca postawił ładną diagnozę: bezlitosny opis.
Nie ma, oj nie, łaski dla tych, co to się nie chcą podporządkować. Co nie ciskają czapą o ziemię. Co inni są - zupełnie wbrew niepisanym zasadom.
To mi się podobało, panie Flaubert. To się panu udało, magnificencjo.

Ramię rwało piekielnie, niewygodne siedzenie wbijało się tam, gdzie wbijać się nie powinno, a mała wystawa  sztuki studenckiej przykuwała wzrok bardziej niż szumne i dumne roty u dołu auli. Co za kontrast - prostota formy niezbyt udanych anatomicznie rysunków i wyszukane i udziwnione ślubowanie kilkanaście metrów dalej.

Łacińska oprawa muzyczna. Laudamus? Ale ja jestem dziwna. Ego non laudo. Ani trochę. A już na pewno nie tamtych. Jak im tam.
No wiecie.
Nie wiecie? To nawet lepiej.

Bleble. Macie się uczyć. Bleble, innowacja. Bleble, do hymnu. Po hymnie.

A jednak. Wróciłam tam. Bo musiałam.
Niech mnie ktoś stamtąd zabierze.
Ja tak nie chcę, mamo.

1 komentarz:

  1. Znam ten ból doskonale.
    To wbijanie się krzesła w cztery litery, te długie, śmierdzące patosem przemówienia.
    Zresztą, który uczeń tego nie zna?

    OdpowiedzUsuń