W życiu każdego porządnego kota przychodzi chwila, gdy.
- Czas się wykąpać - oznajmiłam Julkowi, siląc się na wydanie z siebie dźwięku brzmiącego możliwie zachęcająco.
- ... - odparł Juliusz pogrążany w nieustannej drzemce.
- Kąpiu, kąpiu, misiaczku - zaćwierkałam, podnosząc sześć kilo przelewającej się przez ręce sierści.
- ??? - zapytał kot, usiłując zogniskować spojrzenie na mojej twarzy.
- Moje mysie-pysie, kochane - odparłam, pocierając policzkiem o pyszczek Mysia-Pysia. To takie kocie buziaczki. Taką mam przynajmniej nadzieję.
Julek zwisał, jak to miał w zwyczaju. Dał się zanieść do łazienki i wsadzić do wanny. Kilka sesji wannowo-smaczkowych zrobiło swoje. Rozejrzał się nieprzytomnie, czekając na smakołyki.
- O, moje ciapciaczki, takie grzeczne. Takie słodkie - trajkotałam, manewrując tą rzeczą, którą się przekręca, żeby ustawić temperaturę wody. Wrzątek, wrzątek, lodowata, wrzątek... Milimetr w lewo, potem ze dwa w prawo - i jest.
- Miau? - powiedział Juliusz, zezując w stronę prysznica.
- Nie boimy się kochanie, spokojnie - odpowiedziałam, kierując strumień wody na kota.
- Miau - stwierdził Julek.
- Jaki grzeczny chłopczyk - ćwierkałam, mocząc jego futerko - Taki kochany...
- Miau!
Juliusz przeszedł błyskawiczną kurację odchudzającą. Zawsze wiedziałam, że wcale nie jest gruby, tylko puszysty!
- Miau! - zaprotestował.
- Grzeczna kicia, grzeczna. A jaka śliczna - powiedziałam, wpychając go z powrotem do wanny.
- MIAU.
- Oj tak, moje biedactwo... - rzekłam współczująco, odczepiając pazurki od krawędzi wanny.
- MIAU!!!
- Cii...skarbie, nic się nie dzieje.
- MIAU!!! MIAU!!!
Ostrożnie złapałam koto-dżdżownicę, która uparcie usiłowała wypełznąć z miejsca kaźni.
- MIAU
- No proszę, jaki dzielny kotek. Moje słoneczko - powiedziałam stanowczo, usiłując zagłuszyć wrzaski torturowanego zwierzęcia.
- MIAU!!!
- Już kończymy, trzeba się tylko spłukać - powiedziałam szybko, zastanawiając się, czy TOZ jest już w drodze
- MIAU!!! - Julek nie wyglądał na zachwyconego.
- No, skończone - oświadczyłam, wyjmując z wanny wrzeszczące, ociekające wodą stworzenie. Chude toto było i tylko łeb i uszy miało nieproporcjonalnie duże.
- Miau - poskarżył się potworek nieco ochryple.
Obyło się bez strat w kotach i ludziach, jednakże Juliusz wyglądał, jakby jego kocie ego zostało nieco podmyte.
KOTÓW KĄPAĆ NI WOLNO !!!!
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę.
UsuńZ jakiej racji?
Co jest tak szkodliwego w (sporadycznej, rzecz jasna) kąpieli?
Kto tak powiedział? Czym poparł swoje zdanie?
Jakie argumenty przemawiają wyraźnie za niekąpaniem kotów nigdy i pod żadnym pozorem?
Co na do hodowcy i wystawcy? I sędziowie?
Czy weterynarze również zdecydowanie sprzeciwiają się kąpieli?
Dlaczego proceder ten jest tak groźny, że pisząc o nim należy używać Caps Locka i czterech wykrzykników?
Wiele pytań rodzą niezbyt obszerne wypowiedzi rozemocjonowanych anonimów. Dlaczego miałabym poważnie traktować internetowego krzykacza, skoro od hodowcy z kilkunastoletnim doświadczeniem usłyszałam co innego? Że owszem, można, byleby niezbyt często. Że pilnować trza, coby się kocię nie zaziębiło.
Właściwie wszyscy znani mi właściciele kotów raz czy dwa w roku urządzają pranie kociej sierści i jeszcze żadne zwierzę przez to nie ucierpiało. A kąpane były zarówno dachowce-znajdy jak i rasowce, zdobywające tytuły na wystawach.
Nikt jeszcze nigdy nie poinformował mnie, że nie wolno tego robić.
Więc jak to jest z tą kąpielą?