To się czuje.
Wiem, kiedy nadejdzie.
Jest jak przypływ. Przychodzi regularnie i nie da się go tak po prostu zatrzymać.
To znaczy, jasne, można stanąć na brzegu morza i stanowczym tonem apelować do jego rozsądku.
Pod warunkiem, że się oddycha pod wodą.
Dzisiaj od rana czuję, że to się zbliża. Założyłam więc rozpaczliwie optymistyczną koszulkę, lazurowe trampki i przygotowałam sobie parę zabawnych anegdotek do opowiedzenia.
Koszulę podwinęłam. Jeśli się nie chce, to i tak się tego nie zobaczy.
Nazwę pożyczyłam od Kinga. Po pierwsze dlatego, że Pennywise był przerażającym psychopatą, a po drugie dlatego, że to określenie ma w sobie jakiś pierwiastek grozy, nieprzewidywalności. To? Ale co konkretnie? Jak to opisać? Jak wygląda? Skąd przychodzi?
Nie wiem. Mogę wskazać nasze pierwsze spotkanie i spróbować wymienić jego przyczyny.
Ale nie mam pojęcia, czym jest.
Wiem tylko, że jest piekielnie złe.
I że nie odpuści.
To nie przypomina jednak zamerykanizowanego psychoklauna. Nie nadaje się na bohatera horroru. Nie jest również w żadnej mierze liryczne - przynosi cierpienie, które nie ma nic wspólnego ze szlachetnością. To raczej dokładne jej przeciwieństwo. Jest obrzydliwe, niesmaczne i żenujące.
Ale po co przejmować się wyglądem, skoro i tak nikt tego nie widzi?
I nie zobaczy.
Ale to dobrze, bo naprawdę nie warto się temu przyglądać.
Czuję jego obecność. Wiem, że czeka. Nie spieszy się. I tak nie ucieknę.
To będzie bolało. Będzie nieestetyczne.
Gdybym miała uwierzyć w piekło, to tylko w takie.
Innego końca świata nie będzie.
I nie pisałabym o tym, gdyby nie pewna kobieta w rzężącym rzęchu.
Jak zwykle odliczałam kolejne kilometry wersami Reduty. Na chwilę przeniosłam wzrok na osobę przede mną. Zobaczyłam szczupłą blondynkę, dość młodą, o zmęczonej twarzy.
Ale przede wszystkim - zobaczyłam TO.
Siedziało w jej oczach tak pustych, że przez chwilę patrzałam nie na tę kobietę, ale dokładnie na to.
Odwróciłam wzrok.
Przecież to i tak już wkrótce mnie odwiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz