- Ło, a co ci się tu stało?
No proszę, pierwszy raz ktoś zapytał.
- A, to kot mnie drapnął jak się rozbawił. - odpowiedziałam
obojętnie, po raz pierwszy używając słynnej wymówki.
Rękopisy nie płoną, kurka, pomyślałam, czując się ubawiona
tymi słowami.
Oj, zalazł mi miniony rok za skórę.
Pociągnęłam solidnego łyka taniego ruskiego specyfiku. W
żyłach wciąż tańczyło wino - wakacyjna pamiątka. I było mi dobrze. Tak po
prostu. Trochę zimno w kartoflowaty nos, ale jednak - lepiej niż w zeszłym
roku.
Końcówka 2014 okazała się zaskakująca. Popadłam w absolutną
Nirwanę i chyba nigdy przez tak długi czas nie było mi wszystko tak bardzo
obojętne. Samotność i depresja, choć trzymają się mocno, okazały mi coś na
kształt litości i dały sobie na wstrzymanie.
To był dla nich pracowity rok.
Upojone trochę winem, a trochę przaśną atmosferą,
odpaliłyśmy punkt obowiązkowy każdej babskiej imprezy, czyli karaoke. I
wprawdzie mam dziwną zdolność doszukiwania się we wszystkim drugiego dna, to
jednak wiem, że nieprzypadkowo śpiewały mi akurat tę piosenkę.
Małgośka kochaj nas na smutki przyjdzie czas
Zaśpiewaj raz zatańcz raz
Małgośka tańcz i pij
A z niego sobie kpij
A z niego kpij sobie kpij
Jak wróci powiedz nie, niech idzie tam gdzie chce
Ej głupia ty, głupia ty
Oj, głupia byłam tego roku.
I tak sobie myślę, że mogłabym go podsumować tymi samymi
słowami - a to chyba najlepsze świadectwo cienkich czasów, które nastały.
Ach, to nie było warte
by sny tym karmić uparte
by stawiać duszę na kartę
ach to nie było warte.
Ach, to nie było warte
by nosić łzy nie otarte
i by mieć serce wydarte
to wcale nie było warte...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz