niedziela, 8 kwietnia 2012

Cnotliwie

Cierpliwość: najnudniejsza forma rozpaczy.
Julian Tuwim

Checzchok - ogólnie rzecz biorąc mocno odporny na wszelkiej maści zakochania - ma pewną słabość.

Niebieskooką, puszystą, z umaszczeniem typu "point" (jak to egzotycznie brzmi).
Mruczącą.

To się zaczęło ponad rok temu. Nagle, znikąd, jak błyskawica - przebłysk geniuszu - pojawił się Kot. Ale nie pierwszy lepszy łapacz szczurów ściągnięty z dachu. Kot nad koty, koci ideał, apoteoza kotowatości. I to - proszę rozważyć - wywyższony nad inne przez istotę, która wcześniej przedstawicieli kotowatych traktowała z doskonałą obojętnością.
A nazwa jego brzmi - Ragdoll.
Szmaciana laleczka, kochanie takie, kizi-mizi. I te oczy.
Checzchok zakochał się od pierwszego wejrzenia. Po czym postanowił poczekać aż nagły poryw namiętności bezpowrotnie przeminie. Wdech i wydech, spokojnie, to tylko kot, tylko kot...
Nie minął.

Od chwili, kiedy jasnym się stało, że choroba zwana niedoborem kota bezlitośnie, jak larwa, toczy checzchokowe wnętrzności, rozpoczęły się szeroko zakrojone poszukiwania jakiejś Mekki, do której należałoby się udać w celu zdobycia upragnionego kawałka świętości.

I tak mijają dni, tygodnie i miesiące, a każdy z nich w jakiś niepojęty sposób oddala Checzchoka od możliwości pomiziania miękkiej sierści szmacianej laleczki.

Grosz, do grosza. Wciąż brak środków.
Ziarnko do ziarnka - przesypują się w nieskończonej klepsydrze.
To wszystko przez kwanty.
Tak, na pewno to wina tych małych drani.


Pewnego dnia będzie jak w moim śnie. Kotka, blue mitted. Na moich kolanach. Małgorzata.

Nazwę go Fiodor, bo nie można żyć bez nadziei.
Lub Dolores. Bo na imię miała Lo, po prostu Lo, z samego rana...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz