sobota, 15 marca 2014

Rachunek wektorowy w ujęciu analitycznym

No więc - jestem.
I właściwie tylko tyle.
Albo aż.

Nie wiem po co i dlaczego, i dla kogo, i czy dla siebie, czy jednak tylko z przyzwyczajenia. Nie wiem, czy mam jakąś nadzieję, jakieś plany, czy po prostu rutyna mnie z powrotem wsadziła do tego kieratu.

Żyję sobie powoli, kawałkami, okruszkami. Szukam normalności.
Nie pytam.
Nie analizuję.
Nie syntezuję.
Jest matematyka.
Jest chwila.

Zaczepiłam się o względną normalność. Z niej wychodzę i do niej staram się wracać.
Nie obserwuję.
Po prostu zauważam.
***
Bardzo żółty, bardzo rozkojarzony wczesnowiosenny motyl odbił mi się od czoła.
To nie jest metafora.
Naprawdę tak było.
Szłam przez park, słońce świeciło, niebo prawie dorównywało turkusowi moich trampek, a motyl z cichym pyknięciem pociągnął mnie z bańki.
***
Siedziałam w cyrkowym bufecie, byłam Ofelią, byłam zabitym słowikiem i nawet mi nie było przykro. Tuż za plecami sam Adolfinho.
Tuż przed oczami Pawlikowska-Jasnorzewska i zabawa w zecera.
Już rok minął.
Wtedy było ciepło, miałam te niebieskie trampki i głowę pełną sprzecznych wrażeń. Dłonie roztrzęsione, nogi miękkawe i twarde postanowienie niedania się.
Po dwunastu miesiącach nadal było ciepło, trampki nie wyblakły i tylko spokojna świadomość końca starego świata łaskotała ukojone neurony.
Dostrzegłam komizm. Mimochodem, między kontrastem lakierków a pudrowym różem ust. W dzielnicy smutnej i siermiężnej.

Nie boli.

Drogi Checzchoku sprzed kilku miesięcy: odwadniaj się spokojnie. To minie.
Przeżyjesz.
Zauważysz śmieszność.
Spłynie na ciebie błoga obojętność.
***
Minął miesiąc.
Drogi Checzhoku sprzed miesiąca: nie wierz. Nie ufaj. Nie nakręcaj się.
To był żart.
Głupi i bolesny.
Ale tylko żart.

Kota zostawiłam. Niech mi przypomina o łatwowierności. Niech mi przypomina o bardzo krótkim wzlocie i bardzo niskim upadku.
***
Ktosiu przyglądający mi się na korytarzu: przestań, proszę. Bo jak zacznę sobie wyobrażać, to już będę skończona.
O co chodzi?
Że chuda? Że brzydka? Że dziwnie się zachowuję?
Wiem.
Nie patrz tak na mnie, proszę.

Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.
Nie ma miłości. Jest matematyka.

2 komentarze:

  1. Czemu więcej piszesz na Asku i Tumblerze niż tutaj? ;C

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo odpisanie na pytanie albo zreblogowanie obrazka trwa znacznie krócej niż sklecenie notki na blogasia.
    I nie zawsze mam ochotę na poprawianie kilkunastu zdań o piętnaście razy, żeby końcowy efekt był jako-taki i tak mnie nie zadowalał ;).
    Zatem w razie jakichkolwiek pytań, proponuję stawianie się na tym nieszczęsnym Asku.
    No i lajeczki proszę dawać. Dużo lajków. Jeszcze nie odkryłam, po co one są, ale najwidoczniej są WAŻNE.

    OdpowiedzUsuń