czwartek, 10 kwietnia 2014

Wina wina

Być może to wina wina.

Tak, zdecydowanie to wszystko przez nie.

Bo jest dopiero popołudnie, na dworze się przejaśniło, a ja siedzę i piję.

I piję.
I piję.

W głowie mam miękką gąbkę.

Chyba się upiłam.

Z radości się upiłam.
Ze szczęścia się upiłam.
Z trzeźwości się upiłam.
I z żalu się upiłam.

Kilar brzęczy w głośnikach.
Mistrz łazi po parapecie.
Julek zasnął z nosem wtulonym we własny tyłek.

I chociaż to bardzo pretensjonalnie brzmi, każdy łyk to kolejne wspomnienie.
Oczy, klęk, ławka, słońce, wzrok.
Zeszyt.
Dotyk.
Milczenie.
Poniżenie.
Strach.
Zwycięstwo.
Porażka.

Właściwie skończyłam już Cyrk.
Albo Cyrk skończył ze mną.
Niewiele ze mnie zostało.

Za mniej niż miesiąc matura.
m
a
t
u
r
a

A ja o głupotach myślę.

Bo to nie tak miało być.
Tak mi wino podpowiada.

Wszystko miało potoczyć się inaczej.
Szepce do ucha.
Szumi w głowie.

To moja wina.
Nie wina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz