I się wzięłam i zakochałam.
Już wcześniej nieobca była mi pochodząca z tej opery Habanera, a i uwerturę doń słyszałam wielokrotnie, ale teraz mam już stuprocentową pewność - pora dopisać Carmen do listy rzeczy do zobaczenia.
Niech dumnie pręży pierś, stojąc pomiędzy Aidą a Faustem, gdzieś niedaleko od Wesela Figaro. Że nie wspomnę o Mistrzu i Małgorzacie na deskach.
Pytanie tylko... kto mnie zabierze na wspólne oglądanie i słuchanie?
...jacyś chętni???
Pinknie po prostu.
„Moja Carmen, moja mała Carmen!
Coś tam, coś tam, te jakieś tam noce,
Pełne gwiazd, szybkich jazd, zwad z żandarmem,
Nasze kłótnie - dziś jeszcze się pocę.
Tamto miasto, i to tak bałamutne
Szczęście nasze, i ostatnia scysja,
I broń, z której cię, Carmen, zatłukłem,
A teraz ją w garści ściskam.”
To naprawdę cudowne uczucie, kiedy niespodziewanie odkrywam kolejne smaczki ukryte w Lolicie. Nabokov czarodziejem słowa był! I kropka (albo wykrzyknik).
Fascynujące.
Przykro mi, dopiero co na tym byłam :(
OdpowiedzUsuńBird
Hah... ja tez właśnie na tym byłam :c
OdpowiedzUsuń...zazdraszczam. Warto było?
UsuńTakkk <3
OdpowiedzUsuń