środa, 1 sierpnia 2012

Panie Mickiewiczu, co też pan plecie...

 Nad wodą wielką i czystą
Fakt, spora ta woda. Aczkolwiek jej czystość, Panie Mickiewiczu, jest obecnie kwestią...sporną. Kłócić można się na przykład o określenie dokładnego stopnia jej lepkości i oleistości. Albo procentowej zawartości olejków do opalania, petów i resztek organicznych.

Stały rzędami opoki
Opok nie stwierdzono. Ani skał. Ani pagórków nawet. Za to rzędami - na piaszczystym brzegu - stoją turyści. Mali i duzi. Wielokolorowy, rozedrgany, hałaśliwy tłum.

I woda tonią przejrzystą
Och, ta literacka fantazja.

Odbiła twarze ich czarne
Fakt. Woda tonią (czy półmetrowa głębokość to już toń?) nieprzejrzyście-mętno-zapiaszczoną odbiła czarną, roześmianą twarz kilkuletniego Murzynka. Malec chwilowo przestał bawić się w coś niezrozumiałego (za to zawierającego wiele plusku i pisku) z kolegą - chyba Włochem - odzianym w niepokojąco luźne spodenki. Mina mu stężała, na czoło wystąpił mars, po czym dzieciak nie bez gracji zwrócił coś do wody. Dosłownie.
Tafla nieprzejrzysta pochłonęła lekko nadtrawiony posiłek.


Nad wodą wielką i czystą
Błysnęło wzdłuż i grom ryknął
Nie błyskało może - ale za to błyszczało. Na przykład lśniły w słońcu opalone ciała wysmarowane wszelkiej maści specyfikami przyciągającymi (lub odbijającymi - zależnie od potrzeby) promienie słoneczne.
Grom może i ryknął, ale nawet jeśli to zaszło - jego odgłos wydałby się cichym pomrukiem niezadowolenia z wielojęzykowej wrzawy panującej wokół.


I woda tonią przejrzystą
Odbiła światło, głos zniknął.
Promienie faktycznie migotały. Hałas nie znikał. Ani-na-chwilę.


A woda, jak dawniej czysta,
Stoi wielka i przejrzysta.
Dawniej....dawniej. Może i sto lat temu woda faktycznie nie miała wyraźnej konsystencji i niepokojąco dużej gęstości? Ale nawet na początku drugiej dekady dwudziestego pierwszego stulecia stała niemal bez ruchu. Nawet najlżejszy podmuch nie burzył jej krzepnącej powierzchni.
Istnieje również teoria, że owszem-wiatr jakiś tam wiał, ale nie był dość silny, by poruszyć  wodę nieodparcie kojarzącą się z pratchettowską Ankh.


Tę wodę widzę dokoła
I wszystko wiernie odbijam,I dumne opoki czoła,
I błyskawice - pomijam.
Wodę widzę nawet teraz - choć wspomnienie straciło nieco ze swojej pierwotnej wyrazistości.
Staram się odbić wiernie, choć nie po mickiewiczowsku.
Realistycznie, czy jakoś tak.
Ten zapach - te krzyki - ten tłum - ten zawód, że nie jest jak w wierszu. Że nie jest lirycznie.
O nie, ani trochę.


Skałom trzeba stać i grozić,
Obłokom deszcze przewozić,
Błyskawicom grzmieć i ginąć,
Mnie płynąć, płynąć i płynąć.
A mnie? Pisać, pisać i pisać. Bez sensu i bez celu.
Stare, stare to były dzieje.

Widać masowa turystyka potrafi zabić nawet najlepszą poezję. Albo zwyczajnie lac du Leman w Yvoire wygląda zupełnie inaczej niż w Lozannie? Nie sądzę, by było mi dane to sprawdzić, ale wciąż chcę wierzyć, że Mickiewicz nie nazmyślał zbyt wiele. A nawet jeśli -  to przecież literatom dużo się wybacza.
Jedno z nielicznych niezatłoczonych miejsc
Ciekawe czy ta radosna ciuchcia kursowała wzdłuż jeziora także wówczas, gdy Mickiewicz tworzył swoje dzieła...

Jakaś boczna uliczka w Yvoire

Port






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz