piątek, 1 czerwca 2012

300


UWAGA! PONIŻSZY WPIS ZAWIERA TREŚCI, KTÓRE MOGĄ URAZIĆ WRAŻLIWYCH CZYTELNIKÓW!

Mały bóg świata pełen wciąż jednakich chceń
I zawsze tak dziwaczny niby w pierwszy dzień.
Na pewno mógłby żyć niezgorzej,
Gdybyś mu blasku nie dał był światłości bożej;
Zwie go rozumem i na to go bierze,
By się zwierzęciem gorszym stać niż zwierzę.

Faust I, J.W. Goethe (Mefistofeles do Boga; Prolog w Niebie)



Nie przepadam za krwią. Tak po prostu. Asekuracyjnie odwracam głowę, gdy ktoś przy mnie się skaleczy, czuję się słabo, gdy sama krwawię i unikam produkcji telewizyjnych, które pretendują do tytułu "dużo krwi i flaków, mało fabuły".

Przepadam za literaturą obozową. Tak po prostu. Zaczęło się niewinnie, jeszcze w szkole podstawowej, kiedy to w kartonie ze starymi książkami znalazłam powieść "Chłopiec z Salskich Stepów" (Igor Newerly). Zainteresowana tematyką kacetową, zaczęłam szukać innych pozycji tego typu, co spotkało się notabene z dezaprobatą zarówno rodzicielki, jak i bibliotekarki. Przecież nie wypada, żeby mała dziewczynka czytała takie makabry.
Teraz "duża" dziewczynka z niepokojącym błyskiem w oku pochłania relacje więźniów tak konzentrationslagerów jak i łagrów. Bez większych wzruszeń, bez włosków na karku stających dęba, bez nagłych zasłabnięć. Niemalże beznamiętnie.



Aż pewnego, dziwnego dnia przeczytałam fragment wypowiedzi - niepozorne, właściwie niewstrząsające słowa  Augusta Schielke, jednego z towarzyszy z celi Moczarskiego*. I wtedy poczułam zimny, nieprzyjemny, bądź co bądź obcy mi dreszcz przerażenia.

W celi robi się różowawo, bo niebo było bezchmurne i zbliżał się zachód słońca. Schielke przerwał ciszę i rzekł:- 56 065 Żydów to trzysta tysięcy litrów ludzkiej krwi.

Trzysta tysięcy litrów ludzkiej (no właśnie, ludzkiej, nie "zwierzęcej" ani nie "żydowskiej"!) krwi. Głęboki basen po brzegi wypełniony juchą tych, którzy szli na śmierć z karabinami, pistoletami, koktajlami Mołotowa, z psalmem na ustach, z dzieckiem na ręku, z gwiazdą Dawida na piersi. I "spadochroniarzy" - tych, którzy popełniali samobójstwo wyskakując z okien płonących kamienic.

Ważne było przecież, że się strzela. To trzeba było pokazać. Nie Niemcom. Oni to potrafili lepiej. Temu innemu światu, który nie był niemieckim światem, musieliśmy pokazać. Ludzie zawsze uważali, że strzelanie jest największym bohaterstwem. No to żeśmy strzelali.


[...]chłopaka, który tam poszedł, spalili na Miłej, słyszeliśmy, jak krzyczał cały dzień, czy myślisz, że to może zrobić jeszcze wrażenie na kimś – jeden spalony chłopak po czterystu tysiącach spalonych?

Zdążyć przed Panem Bogiem, Hanna Krall

Ta liczba kołatała się w mojej czaszce gdy jechałam autobusem i kiedy zrywałam kolację dla tak zwanego "zwierzątka domowego".
Pora ją z siebie wyrzucić.


Bo żywi zawsze mają rację przeciw umarłym.
U nas, w Auschwitzu, Tadeusz Borowski

* zainteresowanych odsyłam do "Rozmów z katem" Kazimierza Moczarskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz