piątek, 20 lipca 2012

Między Scyllą a Charybdą

Ten wpis pochodzi z mojego starego bloga. Nie lubię go, choć - paradoksalnie - jest mi bliski. Chcę, żeby tu był.
Razem ze mną.


Fakt, czasem zdarza mi się przysnąć.
Między koine a castrą, agoge a agorą, cenzorem a cenzusem, Serwiuszem a Tarkwiniuszem, Mykale a Maratonem, Pauzaniaszem a Pizystratem, choregiem a chryzelefantyną, Eratostenesem a Efialtesem, Maksymem  a Maksencjuszem, tetrarchią a triumwiratem,  Panteonem a Partenonem, dominatem a Domicjanem, Narmerem a Nerwą, Sargonem a sarissami, Trebią a Teodozjuszem, appellą a apoikią, komicją a Domicjanem, jurysprudencją a jurysdykcją...
Powieka czytelnika z wolna opada, cienie rzęs suną łagodnie po policzkach, wzrok traci ostrość...
...i ogniskuje się gdzieś na w dziecinnym obrazku, między łanami żółtozłotego rzepaku sterczącymi po obu stronach nakreślonej naprędce ścieżki. Przecinają ją tory kolejowe. Gdzieś w oddali, na tle płaskiego niebieskiego nieba pojawia się drobna ciemna figurka. Zaczyna rosnąć, aż wreszcie bystre oko może rozpoznać, że ruchomy punkcik to ktoś na koniu. Amazonka zbliża się nierównymi zrywami, usilnie próbując wyperswadować nieokiełznanemu rumakowi, że powinien poruszać się w linii prostej i - w miarę możliwości - nie kłusem i galopem naraz*. Ogólnie wrażenie nieco psuje fakt, że ów nietypowy środek transportu to po prostu rozczochrany kary kucyk, a jego kierowca ( lub pasażer) prezentuje zdolności jeździeckie worka kartofli obdarzonego odnóżami.
Poznaję tę ze wszech miar niedobrana parkę. Stajemy obok siebie, strzemię w strzemię i patrzymy w miejsce, gdzie powinien być horyzont, ale jakoś dziwnie go brakuje. Dokoła powinny szumieć jaskrawe łany, ale twórca tej scenerii zapomniał dodać wiatru, więc rzepak po prostu stoi i nawet nie podryguje.
Ruszamy przed siebie. Ja - i ona. Obie na karych kucach, obie pozbawione krztyny talentu, obie przyjmujące asekuracyjny ćwierćsiad**. I tak sobie jedziemy - galopem donikąd w świecie, którego nie ma. Ona wyciąga rękę ponad dzielącymi nas szynami. Chwytam ją i nie zwalniając tempa trzymamy się za dłonie - takie ciepłe, takie ludzkie, takie słabe (oj, znowu zapomniałaś tego swojego balsamu, prawda? Masz taką suchą skórę, naprawdę powinnaś jeździć w rękawiczkach...).
Między łanami rzepaku, między niebem a ziemią, obraz zastyga.
Oto jestem - między blatem biurka zasłanym notatkami a koniem. Patrzy na mnie ze ściany swym bezrozumnym okiem zastygłym między błoną fotograficzną a lśniącym papierem fototapety.
Spomiędzy Scylli i Charybdy wydostaję się wąską ścieżką udawania, że tak naprawdę wszystko jest okej.


*tak, to możliwe, jeśli jeździec bardzo, ale to bardzo chce zagalopować, a koń bardzo, ale to bardzo nie chce się przemęczać.
** to tak jak półsiad, tylko z dodatkowym przykurczem kończyn

Uwielbiam ten obraz.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz